Chcecie cały rozdział meeega długi, czy może wolicie podzielony na dwie części ?
Mi to obojętnie, a chce wiedzieć jak wam będzie lepiej czytać :*
Chłopak, na którego czekałam niecierpliwie od parenastu minut, zatrzymał się w czarnym Audi TT należącym do jego rodziców, pod domem Lucasa, w celu odebrania zapłakanej mnie i zawiezienia do domu. Miałam wątpliwości, co do tego, kto jest bardziej zmieszany emocjonalnie - ja czy Liam. Ledwie otworzyłam drzwi samochodu, siadając na miejscu pasażera i spoglądając na chłopaka, a już udało mi się zabaczyć zdenerwowanie, strach, smutek, zdezorientowanie i bóg wie jeszcze co, na jego twarzy. W skrócie mówiąc nie dało się wyczytać jednoznacznie jakie emocje obecnie nim władają. Jego czekoladowe oczy, były wlepione we mnie, natomiast moje zielone, w niego. Oblizałam usta, spuszczając w końcu wzrok. Nie miałam siły, ani ochoty na wymianę, prawdę powiedziawszy nic nie znaczących spojrzeń. Niestety nie mam zdolności, wyczytywania czyiś myśli z oczu, choć czasem była by to naprawdę przydatna zdolność.
Splotłam swoje dłonie na kolanach i zaczęłam się bawić palcami. Moja sukienka w tej chwili sięgała do połowy ud, ponieważ podwinęła się trochę, przy wsiadaniu.
Usłyszałam chrzakniecie ze strony mojego przyjaciela, które w tej chwili było naprawdę wymowne. Ponownie uniosłam na niego spojrzenie, po czym zobaczyłam jego uniesione wysoko brwi i zaciśnięte mocno usta, co wyrażało, więcej niż tysiąc słów.
-Nie mam zamiaru odpalić silnika, dopóki się trochę nie uspokoisz i nie zaczniesz opowiadać, co się stało - wypalił w końcu, bardzo łagodnie i powoli.
- Lepiej się skup na drodze, a nie na słuchaniu mnie - syknęłam, właściwie sama nie wiedząc, dlaczego tak zareagowałam. - Chcę trafić bezpiecznie do domu.
-Jess, nie unoś się, tylko wysmarkaj i wytrzyj tusz z policzków. Chusteczki są w schowku - machnął ręką na graciarnie tego samochodu. Doskonale wiedziałam, że Liam wrzucał tu wszystko, czego nie chciało mu się brać do domu, a mieściło się tam. Na szczęście, jego rodzice raczej tam nie zaglądali, bo mogli by się lekko przestraszyć.
Otworzyłam schowek, pociągając lekko nosem, a moje oczy znowu się zaszkliły, więc szybko wyjęłam paczkę chusteczek, która odziwo leżała na wierzchu. Pojedyncza łza spłynęła z mojego policzka prosto na czarną skórę, którą były obite wszystkie siedzenia w samochodzie.
Usłyszałam warkot silnika, co oznaczało, że Liam zdecydował się w końcu wyjechać z tąd.
-A więc, mów - poprosił jeszcze raz, równie spokojnie jak poprzednio.
-Każesz mi się wysmarkać, a teraz wszystko opowiadać, weź się zdecyduj, nie umiem robić trzydziestu rzeczy na raz - jeknęłam z wyrzutem, a z moich oczu popłynęła kolejna porcja płaczu. Chłopak westchnął głośno, zrezygnowany. W sumie nie dziwiłam mu się. Byłam czasem tak nieznośna, że to nieprawdopodobne. Jednak zdarzało się to rzadko, w sytuacjach takich jak na przykład ta, kiedy targało mną od groma emocji, z którymi najzwyczajniej w świecie sobie nie radziłam. On zawsze mnie w takich sytuacjach wspierał, a ja się na nim najzwyczajniej w świecie wyżywałam, co znosił ze stoickim spokojem i wciąż był dla mnie miły i kochany. Podziwiałam go za to, każdy inny pewnie by ze mną nie wytrzymał w takich sytuacjach. Nawet ja, gdybym była na jego miejscu. I właśnie to było jednym z powodów, dla których go kochałam. Prawdę powiedziawszy kochałam go za wszystko. Za ten spokój, poczucie humoru, otwartość na wszystko i wszystkich, odpowiedzialność, wyrozumiałość, dobre serce, inteligencję. Mogłabym tak wymieniać w nieskończoność, bo właśnie tyle jest powodów, dla których jest dla mnie tak ważny.
Gdyby nie fakt, że znam go od najmłodszych lat, i jest moim najlepszym przyjacielem, pewnie stwierdziłabym, że jest idealnym kandydatem na męża dla mnie. Ale niestety, nie w tym wcieleniu.
Kiedy w końcu spełniłam wcześniej wydane polecenie bruneta, oparłam głowę o chłodną szybę w samochodzie i westchnęłam głęboko. Pierwszy raz od piętnastu minut, nie chciało mi się płakać. Widać jakiś postęp.
- Wszystko od początku ? - zapytałam przyglądając się krajobrazowi na zewnątrz, zmieniającemu się jak w kalejdoskopie, który na chwilę obecną składał się głównie z drzew, czemu ciężko było się dziwić, ponieważ jechaliśmy przez las.
- Nie, od końca, wiesz ? - parsknął, a w lusterku zobaczyłam, że się lekko uśmiecha - oczywiście, że od początku, chcę wiedzieć wszystko ze szczegółami.
Zaczęłam mu opowiadać całą historię, począwszy od momentu, w którym wyszłam z domu. Chłopak słuchał mnie bardzo uważnie, co jakiś czas zadając pytania, związane z tym co mówiłam, jak na przykład, na jakiej kawie byłam z Pauline w starbucksie. To było kolejną jego zaletą, ponieważ on na prawdę słuchał, a nie tylko udawał, że to robi, a można by pomyśleć, że to cecha niespotykana u facetów w XXI wieku.
Przerwałam moją wypowiedź, kiedy zobaczyłam, że przejeżdżamy obok mojego białego domu, z niezmienną prędkością 60 km/h. Odwróciłam się gwałtownie w stronę Liama.
- Chyba się zagapileś, wycofaj jakoś, to było tam, w sesie mój dom - krzyknęłam wskazując ręką na tył samochodu, co oczywiście miało znaczyć, że przejechaliśmy już obok naszego celu.
-Ależ, ja doskonale wiem, że to było tam, więc spokojnie -wyszczerzył się brązowo oki - możesz kontynuować opowiadanie, zaczęło się robić ciekawie.
- Liam, zwróć, zawieź mnie domu - zaczęłam wymachiwać rękami.
- Po co do domu, wywiozę cię z LA, zostaniesz seksualna niewolnicą, będzie fajnie zobaczysz.
-To nie jest kurwa śmieszne, ja chcę wrócić do domu i zjeść wielkie pudełko lodów, oglądając jakiś łzawy film, a potem walnąć się na łóżko i iść spać, więc łaskawie, zwróć i spełnij, kurwa moje prośby - mój krzyk stawał się coraz głośniejszy, przez co chłopak zdawał się być jeszcze bardziej rozbawiony. - Nie śmiej się, tylko zawieź mnie do domu, do jasnej cholery!
-U mnie też możesz robić te wszystkie rzeczy, uwierz mi przywykłem do tego, że czasem zachowujesz się dziwniej, niż zwykle - wymamrotał przez śmiech, ciągle nie zmieniając kierunku jazdy, na ten właściwy dla mnie.
-Ja pierdole, weź wyjdź - bąknęłam zdenerwowana zakładając ręce na piersiach. - Nie wiem czy wiesz, ale to można podciągnąć pod porwanie, mogę cię pozwać.
Czasem miałam go tak niebywale dość, ale zazwyczaj po paru chwilach mi przechodziło. W sumie zawsze chciał dla mnie dobrze, tylko ja nie zawsze potrafiłam to zobaczyć. Jak by się nad tym głębiej zastanowić to nawet teraz, robił to tylko po to, żebym się nie zasmucała sama w domu.
- Pomoc ci pisać ten pozew? Pójdzie szybciej - Rzucił ciągle się śmiejąc.
-Jak ja cię czasem nienawidzę, jezu - jeknęłam odchylajac głowę do tyłu. - jesteś okropny, wiesz ?
- A ty, poza tym, że mnie nienawidzisz, wciąż mnie kochasz, cóż za zbieg okoliczności.
- Nie kocham cię, w tym momencie przestałam.
-Bunt ? - Rzucił na mnie szybkie spojrzenie, z szerokim uśmiechem.
-Aha - przytaknęłam i sama mimowolnie uniosłam kąciki ust.
W tym momencie chłopak zatrzymał się na podjeździe swojego domu. Zanim zdążył zgasić silnik, otworzyłam drzwi i wysiadłam z samochodu. Zrobiłam kilka kroków i byłam przy furtce, przy której się zatrzymałam czekając na chłopaka, który musiał mieć klucze. Spojrzałam w tamtą stronę lustrując chłopaka wzrokiem. Koszula w niebieską kartę, beżowe rurki I do tego białe trampki za kostkę. Jedyną rzeczą, która była typowa w jego wyglądzie były włosy, tak samo jak zawsze postawione na żel.
-Payno, co się z tobą dzisiaj stało ? -zapytałam zdziwiona
-W jakim sensie "stało"? - pokazał cudzysłów w powietrzu, po czym wyjął klucze i otworzył bramę, przepuszczając mnie w niej.
-Gdzie się podział T-shirt, luźne jeansy i twoje najukochansze Air Maxy?
-Zginęły na polu bitwy, minuta ciszy dla nich - powiedział z udawanym smutkiem.
-A tak serio ? - Uśmiechnęłam się do niego.
Rozejrzałam się po ogrodzie przed jego domem. Był przepiękny i przywoływał u mnie tyle wspomnień z dzieciństwa. W rogu skalniak, na którym rosły kwiaty we wszystkich kolorach tęczy. Obok wielkie oczko wodne, w którym pływało mnóstwo pomarańczowych rybek. Kiedy mieliśmy po mniej, niż dziesięć lat, Liam zawsze mnie tu wrzucał, ja zaczynałam krzyczeć, on się śmiał, ale ostatecznie pomagał mi wyjść, co zazwyczaj wykorzystywałam, żeby go tam wciągnąć. Tuż za oczkiem wodnym była atrapa studni, w której zawsze się chwałam kiedy graliśmy razem w chowanego. Te baztroskie czasy kiedy byliśmy dziećmi. Tak chętnie bym do tego wróciła i zaczęła wszystko od nowa, bez tych wszystkich błędów po drodze. Ale nie byłam w stanie cofnąć czasu, nawet jeśli bardzo bym tego chciała. W końcu nic w moim życiu nie wydarzyło się przypadkiem, widocznie tak miało być.
Człapałam powoli po ścieżce, prowadzącej do drzwi od domu. Tuż przy niej, lewej stronie rosło kilkanaście, posadzonych w równych odstępach miniatorowych drzewek, sięgających mi mniej, więcej do bioder. Natomiast po prawej stronie, była wysypana żwirem droga, prowadząca do garażu. O tutaj nasuwa się pytanie, czemu Liam parkuje na podjeździe, a nie w garażu. Otóż w tym domu, to pomieszczenie,było raczej traktowane jako warsztat. Wszędzieporozrzucane były najróżniejsze narzędzia, których nazw, nie raz nawet nie znałam. Poza tym stały tam roweryI dużo innych rzeczy, które uniemożliwiły wjechanie tam samochodem. Na początku wydawało mi się to bez sensu, ale z czasem przywykłam
-Kiedy napisałaś , akurat wróciłem od Annie. Nie miałem się kiedy przebrać - wyrwał mnie z zamyślenia. - Ale nie licz na taki widok często.
- Obiad z rodzicami hmm ? - posłałam mu krzywy uśmiech. - Dlaczego, nie masz zamiaru się tak ubierać częściej? Pasuje to do ciebie, jakby na to nie patrzeć. Bardzo dobrze wyglądasz, tak nie typowo, ale seksownie.
Chłopak zatrzymał się i spojrzał na mnie unosząc brwi, z lekkim uśmiechem.
-Seksownie?
Poczułam, że od razu robie się cała czerwona, więc od razu odwróciłam, zakrywając lekko twarz, brązowymi włosami, które siadały już do wcięcia w talii. Nie chciałam tego mówić na głos. Nie to, że tak nie mylę, bo uważam, że faceci w koszulach wyglądają seksownie, ale nie miałam tego mówić do mojego przyjaciela. To takie.. to nie pasuje. Co innego gdybym tak powiedziała do Lucasa, to normalne. W końcu to wciąż był mój chłopak. Nadal nim był, nie zerwaliśmy jeszcze. Chwila, nie chciałam, żebybyśmy się rozstali. To tylko kłótnia, tylko Summer przyjeżdża. To już nie było ważne, wszystko miał się ułożyć. Musiało. Tak jak to bywało zawsze.
-Nie odpowiedziałeś mi na pytanie, wiesz ? - postanowiłam zmienić temat, tak było najlepiej.
-Ty na moje też - podszedł do mnie powoli, a ja oparłam się o ścianę, która była postawiona prostopadle do drzwi wejściowych. Jego ręce wyladowały po obu stronach mojej głowy.
-Ja zadałam je pierwsza - wypięłam na niego język.
- Tak, obiad z rodzicami - powiedział poważne - twoja kolej.
-Tak, seksownie - oparłam równie poważne.
-Jak bardzo? - przysunął się bliżej mnie.
-Przestań - warknęłam, odpychając go lekko od siebie.
Jakim cudem ten chłopak tak bardzo potrafił poprawiać mi humor. Jeszcze kilka minut wcześniej, siedziałam zapłakana w jego samochodzie, a teraz tak prawdę powiedziawszy, moje myśli biegały po zupełnie innych torach. Miałam wylane na cały świat, można powiedzieć, że zamknęłm się w moim małym świecie, w którym byłam sobą i byłam szczęśliwa.
- A więc zapraszam - chłopak otworzył przede mną drzwi, czekając, aż wejdę do środka - dokończ mi opowiadać, bo z tego co pamiętam przerwałaś w trakcie.
-A na czym skończyłam ? - Zapytałam będąc już w środku, kiedy zdejmowałam moje kremowe baleriny.
- Ubrałaś się i zbiegłaś na dół - zamknął za nami drzwi, po czym również zaczął zdejmować buty.
- A więc, powiedział, że mnie odwiezie, ale jak wiesz, wolałam wracać z tobą, o co on oczywiście miał sapy, bo jakby inaczej - Uśmiechnęłam się sztucznie i przewróciłam oczami, wzdychajac głośno.
-Sapy? O to, że chciałaś wracać ze mną? - wtrącił kiedy miałam kontynuować.
-Tak właśnie. Ma jakieś urojenia, twierdzi, że ostatnio poświęcam więcej uwagi tobie, niż jemu, czy coś takiego. W każdym razie nie ważne, wiesz kto przyjeżdża w moje urodziny do Lucasa? - Zapytałam otwierając drzwi do pokoju chłopaka, a w moim głosie było tyle ironii, że aż sama to doskonałe słyszałam.
Jego pokój był uzadzony typowo po męsku, jednak bardzo gustownie. Ściany były ciemno niebieskie, pochodzące pod granatowy, natomiast podłoga i sufit były białe. Na przeciwko drzwi, wielkie okno, z którego można było podziwiać las za domem. Pod oknem biurko, jak dało się domyślić białe, ponieważ w tym pokoju dominował ten właśnie kolor. Nad nim powieszony telewizor, który można było oglądać przed snem, ponieważ był skierowany w stronę łóżka. Po lewej stronie stała wielka szafa, a na środku pomieszczenia, mały szklany stolik, na którym leżało obecnie parę czasopism, oraz dwie pufy obok. W rogu pokoju stała biała rogówka, rozsuwana na łóżko. W tamtym momencie była oczywiście rozłożona, a pościel leżała na niej zwinieta w kulkę. Liam może i miał poukładane w głowie, ale w pokoju już nie. Od dziecka był strasznym balaganiażem, i nikt nie mógł nic na to poradzić. U niego największy porządek, mógł się utrzymać maksymalnie dwa dni. I tak tego dnia, nie było co narzekać na bajzel, jak na mojego przyjaciela, było naprawdę czysto.
- Olsnij mnie, nie mam pojęcia - odezwał się w końcu brązowooki.
-Summer - zagryzłam policzek i przeniosłam wzrok na sufit, bo w tym momencie znowu poczułam, jak w moich oczach zbierają się łzy.
-Summer, Summer, Summer... Summer?
- Pamiętasz, co się stało na urodzinach Lucasa? - zapytałam słabo, patrząc na niego znacząco i siadając na łóżku.
Chłopak otworzył szeroko oczy, co znaczyło, że przypomniał sobie o kim mowa.
- Ta, z którą on.. - spojrzał nr mnie pytająco.
- Tak, ta z którą przelizał się, kurwa niemal na moich oczach - przytaknęłam, a na moich policzkach zrobiło się mokro. - Czaje, że był pijany, ale to na prawdę tego nie usprawiedliwia, więc naprawdę daruj sobie bronienie go, bo to i tak niczego nie zmieni. Wiem, że leci na niego cała masa dziewczyn, zarówno w szkole, jak i poza nią, ale do tego ta pieprzona Summer, która też, kurwa lgnie do niego, jak ćma do światła i myśli ze nikt tego nie widzi, a potem gra taką, kurwa niewinną. Dokładnie tak było wtedy. W nikim nie widzę takiej konkurencji jak w niej, rozumiesz? W końcu nie każda dziewczyna, przyjeżdża do jego domu, bo ich mamy się przyjaźnią. Ja na prawdę nie wiem co jeszcze może między nimi zajść, o ile już kiedy nie zaszło. Ona wygląda na taką, która wlazła by każdemu do łóżka - mówiłam przez płacz, jeśli to w ogóle można nazwać mówieniem. Mamrotałam coś, raczej nie wyraźnie.
-Nie miałem zamiaru go bronić. Uważam tak jak ty, że tego nic nie usprawiedliwia. Jednak sądzę, że w twoje urodziny on spędzi czas z tobą, a Summer oleje.
-Ciekawe co ty byś zrobił, gdybyś ty był w takiej sytuacji jak ja. Teraz ci łatwo mówić, ale jeśli do Annie przyjechał by jakiś typ i perfidnie do niej zarywał na twoich oczach, a w momencie, kiedy tylko wyszedłbyś z pokoju zacząłby się z nią obściskiwać. Myślałeś co byś zrobił w takiej sytuacji? Ja ci powiem. Na codzień udawałbyś, że absolutnie nic się nie stało, ale kiedy ten typ miałbyś znowu przyjechać, jebnąłbyś najzwyczajniej w świecie focha. Czyli dokładnie jak ja. Znam cię i wiem, że jak przychodzi co do czego masz tam samo słaby charakter i nawet nie próbuj zaprzeczać - mówiłam z przekąsem patrząc mu prosto w oczy. W sumie nawet nie kontrolowałam moich słów, wydusiłam to z siebie pod wpływem impulsu. Ale taka prawda. W trudniejszych sytuacjach Liam nawet nie próbował się stawiać, tylko się wycofywał, co niestety nie było jego dobra cecha.
Widziałam, że chłopak zaciska zęby. Patrzylismy na siebie, równie złowrogo w tej chwili, a między nami panowała głucha cisza.
-Czy ty do cholery jasnej, chociaż przy mnie mogłabyś odłożyć tą swoją sukowatą stronę na bok? Ja momentami, serio nie daje, powoli rady. Gdzie jest ta kochana, zwariowana i słodka Jess, którą wyciągałem na długie spacery pełne śmiechu, jeszcze zaledwie kilka miesiącu temu. Rozumiem, że Lucas lubi taka ciebie, ale ja nie, więc proszę cię, bądź chociaż przy mnie, do kurwy nędzy sobą i nie rób z siebie takiej księżniczki. Próbuje ci pomóc, wesprzeć cię, a ty na mnie wyskakujesz z pretensjami. Nie jestem idealny i nigdy nie będę, ale staram się być coraz lepszy między innymi dla ciebie, rozumiesz ?
Powiedział ostro, a we mnie coś pękło. Miał rację. Jego słowa trochę zabolały, ale wiem, że mówił to co myśli i nie miałam mu tego za złe. Zanim zaczęłam spotykać się z Lucasem, nawet nie próbowałam być kimś, kim tak naprawdę nie jestem. Zawsze śmiałam się z czego tylko się dało, starałam się być ciepła i miła dla innych, mimo, że mi czasem nie wychodziło. Dla Liama i Pauline chciałam być zawsze oparciem i osobą, do której zwrócą się z problemem. Dopiero wtedy do mnie dotarło, że robiąc z siebie taką sukę, uniemożliwiałam im to. A niestety powoli weszło mi to w nawyk, co nie było zbyt dobrym znakiem. Schowałam twarz w dłonie, i pociągnęłam kolana, po czym oparłam na nich łokcie, a w efekcie byłam zwinieta w kulkę.
-Przepraszam - wymamrotałam cicho. - Serio przepraszam.
Po chwili poczułam ręce obejmujące mnie w talii, i ciche westchnięcie.
-Też przepraszam - oparł brodę o moje ramię - trochę przesadziłem ze słowami.
-Jest okay, powiedziałeś po prostu to co myślisz. I mnie i tobie to wyjdzie na dobre, bo masz stu procentową racje. Zmieniłam się i to cholernie. Zachowuje się ostatnimi czasy jak zdzira bez uczuć i zaniedbuje najważniejsze dla mnie osoby, czyli ciebie i Pauline. Na prawdę strasznie przepraszam - Podnosłam głowę i na niego spojrzałam. Uśmiechnął się do mnie pokrzepiająco, a ja wtuliłam się w niego z całej siły, co odwzajemnił. Nie chciałabym, żeby nasza znajomość się zepsuła po tylu wspólnych latach. Był ze mną od kiedy pamiętam i chce żeby został dopuki pamięć mi sprzyja.
-Nie przesadzaj. Czasem jesteś normalną, starą Jessicą, a czasem ci odbija, czego widać efekty - zaczął zataczać kółeczka na moich plecach, bo wiedział, że bardzo to lubiłam. Rozluźniałam się wtedy automatycznie. - Przejdziemy się nad jezioro Jess?
-A nie Megg? -Spojrzałam na niego z udawanym zdziwieniem.
-Nawet ja już mylę twoje imię, ajć - syknął i zmarszczył brwi.
-Musze z tym żyć. Może mama się pomyliła i wpisała źle imię. Tak też może być. Miało być Megg, wyszło Jess - zaśmiałam się. - W każdym razie bardzo chętnie pójdę z tobą na długi spacer. Tylko najpierw się przebierz.
-A ty się umyj - Parsknął wstając z łóżka, przez co oderwałam się od niego i zrobiłam to samo. - Masz wciąż, całe czarne policzki.
-To są barwy wojenne - poprawiłam go, przechodząc do łazienki, która była umieszczona tuż obok jego pokoju, także nie musiałam daleko maszerować.
Stanęłam przed dużym lustrem, umieszczonym nad umywalka, na której stał pojemnik z mydłem i kubek z trzema szczoteczkami do zębów, oraz pastą. Spojrzałam na siebie w odbiciu. Wyglądałam rzeczywiście makabrycznie. Zaczerwienione od płaczu oczy, tusz rozmazany na całych policzkach i spuchnięta skóra pod oczami. Odkreciłam kran i zaczęłam dokładnie myć twarz w ciepłej wodzie. Wytarłam się w najbliższy ręcznik i ponownie spojrzałam w lustro. Czarne mazy zniknęły, zaczerwienienia częściowo też. Machnęłam na to ręką i wyszłam z łazienki. W końcu jestem u Liama - mojego najlepszego przyjaciela, który akceptuje mnie taką, jaką jestem, bez względu na to jak w danej chwili wyglądam.
Wróciłam do pokoju chłopaka. Akurat trafiłam na moment, kiedy był w samych bokserkach i wkładał spodnie.
-A więc, nadal nie wyrosłeś z Batmana, kochanie ? - zaśmiałam się widząc wzór w żółte nietoperze na jego bieliźnie.
Brunet odwrócił głowę w moim kierunku i wyszczerzył się.
-No jak widać nie. I tak wiem, że to lubisz.
-Jak śmiałabym zaprzeczyć - podeszłam do szafy i ją otworzyłam. Sięgnęłam po pierwszy z brzegu T-shirt i go rozłożyłam. Zwykła szara koszulka, z białym napisem "Puma" na środku. Podałam ją Liamowi i wyciagnęłam kolejną. Tym razem czerwona z jakimś dziwnym nadrukiem.
-Mogę ? - podniosłam bluzkę tak, żeby było ja dobrze widać.
- Chcesz się ubrać w mój T-shirt ? - zdziwił się. - Jak chcesz to weź jeszcze spodenki. Półka niżej.
Według instrukcji chłopaka, schyliłam się wyjmując białe spodenki do połowy uda, co oznaczało, że mi będą trochę ponad kolana. Prawdę powiedziawszy nie wiedziałam, dlaczego się przebieram, ale stwierdziłam, że będzie fajnie i zabawnie. I na pewno wygodniej, niż w sukience.
Wolną ręką, w której nie trzymałam rzeczy, rozpięłam suwak sukienki, która opadła wzdłuż ciała, na dół.
- Odwróć się, dobrze? - Poprosiłam przyjaciela.
-Aha, czyli to możesz patrzeć jak ja się przebieram, ale na odwrót to już nie? - założył ręce na klatce piersiowej, nawet nie próbując się odwracać.
-Walić kreta, dużo razy widziałaś mnie w samej bieliźnie - zaśmiałam się ubierając koszulkę. Na długość była trochę za duża, natomiast na szerokość, to już trochę bardziej niż trochę. Byłam bardzo szczupła, a chłopak był dobrze zbudowany, więc ciężko się dziwić. Następnie włożyłam spodenki, które na szczęście dobrze leżały leżały biodrach. Tak ja podejrzewałam, ich długość sięgała nieco za kolana.
-Ta dam - Rozłożyłam ręce, chcąc "zaprezentować" swój wygląd i pomachałam parę razy dłońmi. - Powied, że idealnie.
-Niezwykle kobieco - Uśmiechnął się mierząc mnie wzrokiem od stóp, do głów. - W sumie, to nawet ci pasuje taki strój.
-Będzie wyglądało perfekcyjnie w połączeniu z moimi balerinkami - parsknęłam udając się do wyjścia z pomieszczenia. - To idziemy?
-Mhm -przytaknął idąc za mną.
Po chwili byliśmy już w przedpokoju, a ja włożyłam buty, w których tak jak zakładałam, wyglądałam przekomicznie. Aż, postanowiłam sobie zrobić zdjęcie na pamiątkę. I wtedy zorientowałam się, że moja torba wciąż leży w samochodzie Liama. Przez myśl przebiegła mi liczba nieodebranych połączeń i SMSów, które zobaczę, kiedy tylko odblokuje telefon. Lucas pisał parę razy, słyszałam jak mój telefon wibrował w torbie na tylnich siedzeniach, ale miałam to wtedy gdzieś. Wciąż miałam, tylko może trochę bardziej. Skoro to wszystko się tak potoczyło, tego dnia chciałam być w pełni sobą i zapomnieć o wszystkimi. Na moment poczuć się znowu beztrosko, zupełnie jak dziecko.
Wyszłam z domu szybkim korkiem,, kierując się w stronę wąskiej, wydeptanej leśnej ścieżki, która miała nas zaprowadzić nad jezioro, położone jakieś trzysta metrów dalej. Liam szybko do mnie dołączył, a ja spojrzałam niego uśmiechnięta.
- Z An, już wszystko dobrze ? - Zapytałam kiedy skojarzyłam parę faktów. W końcu się trochę posprzeczali, a dzisiaj poszedł do niej na obiad z rodzicami. To chyba dobra oznaka.
-Wydaje mi się, tak -pokiwał aprobująco głową. - W sumie to ciężko powiedzieć, bo przy jej rodzicach nie mogliśmy na spokojnie porozmawiać, ale nie było napiętej atmosfery, ani nic w tym stylu. Było zaskakująco przyjemnie.
-Tak czy owak, w końcu porozmawiacie i będę dobrze. W związku są potrzebne kłótnie, bo to pokazuje jak bardzo ludzią na sobie zależy. Zresztą nie tylko w związku, w każdej relacji. Bez kłótni, byś się znudził. Rutyna by cię dobiła - Spojrzałam mu prosto w oczy, bo mówiłam całkiem szczerze, to co w tej kwastjii myślałam. - Nie chodzi mi o to, żeby się o wszystko kłócić, tylko o to, że nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Przez parę głupich sprzeczek zbliżycie się do siebie i też trochę poznacie pod innym kątem, niż już się znacie. To co pozornie może wydawać się złe, ma zawsze jakieś dobre strony.
Chłopak patrzył prosto, lekko wydymając usta, jakby się nad czymś zastanawiał. Szliśmy przez las, a wokół było słychać jedynie śpiewy ptaków, więc można było spokojnie porozmawiać, bez ryzyka, że ktoś nam przeszkodzi.
-W sumie masz rację. Co tego związku nie zniszczy, to go wzmocni. -Objął mnie ramieniem.
-Więc właśnie. Kłótnie nie są przyjemne, wiem chociażby po dzisiejszym dniu. O ile to w ogóle można nazwać kłótnią. W każdym razie trzeba myśleć pozytywnie i tak jak mówisz, wyjdzie na zdrowie.
-Miłość jest jak masło - powiedział po chwili milczenia.
- Że co? - zaczęłam się głośno śmiać z jego porównania. Był czasem takim idiotą. Oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Był bardzo inteligentny i mądry, ale czasem zgrywał takiego głupka. Nie to, żeby mi to nie pasowało, zawsze była masa śmiechu.
-Wiesz, odrobina chłodu, pomaga zachować świeżość - Uśmiechnął się krzywo poruszając brwiami.
-Morał życia normalnie - Chwyciłam go za rękę, która przed chwila mnie obejmował. Byłam pewna, że tak mu będzie wygodniej. - Kocham Cię ćwoku.
-Ja Ciebie też cioto - ścisnął mocniej moją dłoń, w reakcji na co pisnełam. - Ale piszczałką nie przestałaś być.
-Złośnicą też nie - bąknęłam, wbijając palce wolnej ręki w jego rzebra, a on odskoczył na bok.
-Zaczęłaś teraz wojne - Objął mnie obiema rękami w talii i podniósł, co nie oznaczało niczego dobrego. Zaczęłam okładać jego plecy pięściami nie przestając się śmiać.
Podejrzewam, że wyglądaliśmy bardziej jak para, niż przyjaciele. Ale prawdę powiedziawszy mało mnie to obchodziło. Ważne, że ja i on wtedy dobrze czuliśmy i bawiliśmy. Znaczy ja na pewno, on też wyglądał na szczęśliwego i mam nadzieje, że taki był.
Nie minęła minuta, a znaleźliśmy się nad jeziorem. Było dość duże, jednak z każdego brzegu, było widać wszystkie inne. Obok rosło mnóstwo drzew. Może powiedzieć, że zbiornik wodny był za nimi dokładnie schowany. Woda tam była zaskakująco czysta. Jak widać, władze miasta dbały o naturę i czystość. I tutaj nie można było narzekać bo naprawdę tak było. W parkach, w lasach, na łąkach czy innych naturalnych miejscach tego miasta, zawsze było czysto, a kary za zaśmiecanie , były surowo przestrzegane.
-Sama wskoczysz, czy ci pomóc ? - Uśmiechnął się diabelnie, stawiając mnie na ziemię. Spojrzałam na linę przywieszoną do gałezi drzewa, rosnącego toż nad brzegiem, zrobioną tam specjalnie, aby skakać z niej do wody. Spojrzałam na chłopaka, i powolnym krokiem zaczęłam iść w tamtym kierunku.
-Pobawię się w małą syrenkę, ale pod warunkiem, że ty wskoczysz za mną -Chwyciłam się obiema rękami liny.
- Skoro nalegasz - przytaknął czekając, aż wykonam zapowiedzianą czynność.
- raz się żyje -powiedziałam sama do siebie, robiąc kilka kroków do tyłu. Wzięłam głęboki wdech i pociągnęłam nogi, następnie zawijając je wokół sznura. Kiedy znalazłam się już nad taflą wody puściłam się, zaciskając mocno oczy. Usłyszałam głośne chlupnięcie i ułamek sekundy później, byłam cała pod wodą. Zaczęłam ruszać rękami, aby wypłynąć na powierzchnię, co na szczęście udało mi się dość szybko. Kiedy moja głowa, była już nad wodą, odgarnęłam włosy z twarzy i wyplułam ciecz, która zgromadziła mi się w ustach, kiedy zanurkowałam. Spojrzałam na brzeg, w poszukiwaniu Liama, jednak nie dostrzegłam go tam. Zamiast tego usłyszałam kolejne chluonięcie, przez co o niemal nie zeszłam na zawał.
- tego mi było trzeba - Krzyknął chłopak kiedy tylko się wynurzył. - Jak twój ogonek syrenko?
-Chyba szwankuje,nie chce się pokazać - zrobiłam smutną minkę. - Przy tobie znowu czuje się jak mała dziewczynka.
-To dobrze ? -podpłynął bliżej.
-Tak. Znaczy, myślę, że tak. Wiesz, tak beztrosko. Chciałabym znowu wrócić do tych czasów, kiedy byłam mała, a ten wielki świat wydawał się taki kolorowy i ciekawy.
-Każdy chciałby do tego wrócić. Brak problemów, brak obaw przez przyszłością. Niestety, każdy musi dorosnąć, jednak niektórym przychodzi to szybciej, a innym wręcz przeciwnie. Świat jest piękny, jeśli jeśli się odpowiednio na niego patrzy. Teraz, też nie jest źle i nie będzie dopuki jesteś choć trochę szczęśliwa. - szepnął chlapiąc mnie wodą.
-A co jeśli, słabo oceniam swoje poczucie szczęścia?- zapytałam cicho, patrząc na niego z pod rzęs.
-To rób rzeczy, na które masz ochotę i które sprawiają, że odczuwasz to szczęście.
-Za wszelką cenę ?
- Czasem trzeba zrobić coś za wszelką cenę, żeby poczuć radość.
-Więc, pozwól, że coś takiego zrobię. - spojrzałam mu w oczy podplywając trochę bliżej. On jedynie spojrzał na mnie pytająco, ale na jego ustach widniał uśmiech.
- Skoro on raz mógł, to ja też mogę. - położyłam dłonie na karku chłopaka, łącząc nasze usta. Nawet się nie zdziwił tylko położył dłonie, na moich biodrach, odwazjemniając go czule. I I w tamtym momencie poczułam się na prawdę dobrze. Zupełnie inaczej, niż kiedy całowałam Lucasa. Całując swojego chłopaka, czułam się normalnie, z tym, że czasem mnie to podniecało. Przy Liamie czułam dreszcz, bo wiedziałam, że nie powinnam tego robić. Jak to mówią "zakazany owoc smakuje najlepiej" i musiałam przyznać rację. Nim się zoriemtowałam, obydwoje znaleźliśmy się pod wodą, wciąż nie odrywając się od siebie. Trzymał mnie mocno i blisko sobie, a ja delikatnie przygryzłam jego dolną wargę. Odsunęłam się czując, że brakuje mi powietrza. Postanowiłam wyjść z wody, więc podpłynęłam w kierunku brzegu. Po chwili wyszłam z jeziora, a z moich włosów i ubrań, lało się strumieniami. Zagryzłam delikatnie wargę, odwracając głowę w kierunku brązowookiego. Sam wychodził właśnie na brzeg, a jego wzrok był wlepiony we mnie.
-To chyba było złe -powiedziałam kiedy zaczął iść w moją stronę.
-Złe ? - zapytał zbliżając się coraz bardziej, a ja zaczęłam robić powoli kroki w tył.
-Chodzi o to, że nie powinno mieć miejsca, to co się przed chwila stało.
Brunet pociągnął mnie mocno za rękę, a ja wylądowałam w jego ramionach, odwrócona twarzą do niego.
-To tylko nic nie znaczący pocałunek, jak setki innych - Wzruszył ramionami ponownie łącząc nasze usta, a ja lekko rozchyliłam wargi dając mi większe pole do popisu językiem.
Zdanie mojego przyjaciel w tej sprawie mnie lekko zaskoczyło. W sumie nie wiedziałam, czy to dobrze, że to wszystko się tak potoczyło, ale na chwilę obecną odpowiadało mi to. Mały impuls, który sprawił mi radość, chociażby na chwilę.
~*~*~*~
-Widzimy się jutro czy pojutrze ? -zapytałam kiedy chłopak wjechał na ulicę, na której mieszkałam.
-Jak nic mi jutro nie wypadnie, to przyjdę wam pomóc w przygotowaniach, dobrze ? - zatrzymał się pod moim domem.
-Mhm. Więc do może jutra - nachyliłam się i cmoknęłam go delikatnie, tak jak to miałam w zwyczaju, po czym odwróciłam się I otworzyłam drzwi. Już chciałam wysiąść, ale chwycił mnie za rękę, więc spojrzałam na niego.
-Przemysł wszystko na spokojnie. Jesteś już dorosła i czas zacząć układać sobie życie na stałe, nie tylko tymczasowo. Musisz być pewna w swoich wyborach i uczuciach.
-O co ci chodzi ? - otworzyłam szeroko oczy, lekko zdziwiona, bo nie zbyt zrozumiałam sens jego przekazu.
-Zresztą, nie ważne. Do zobaczenia -puścił mnie i odwrócił głowę w druga stronę.
Postanowiłam nie drążyć tematu, bo to nie był czas, ani miejsce na to. Było późno, czekałam, aż moje włosy wyschną , dopiero wtedy postanowiliśmy jechać.
Westchnęłam cicho i zatrzasnęłam za sobą drzwi, udając się w stronę drzwi wejściowych, a on odjechał.
I tak, sprawił, że ten dzień nie był tak fatalny, jak to się mogło wydawać.
Od autorki: A więc, tak jak oboiecywalam dodaje rozdział ^_^ Ma on 4808 słów, także proszę o komentarze co o nim sądzicie. Postanowiłam wam pokazać trochę relacji między Jess a Liamem. A co do Summer.. jak myślicie, czy Jessica ma się czego obawiać ?
Ogółem w tym rozdziale miało być zupełnie coś innego, ale miałam taki pomysł, więc tamten przesunęłam na rozdział piąty, który chce dodać za tydzień. I to chyba na tyle z mojej strony.
Do następnego moje minionki ♡
~ Wasza Victoria ♡ ~