Menu

poniedziałek, 21 września 2015

Chapter 11

Siedząc po turecku na ławce w parku, który znajdował się niedaleko mojego domu. Rozglądałam się uważnie, trzymając między nogami szkicownik,a w dłoni mój ulubiony ołówek. Można by rzec, że szczęśliwy. Rysowałam tylko nim. Był już króciutki, bo już trochę miał, więc go wyostrzyłam porządnie, jednak wciąż był najlepszym dla mnie ołówkiem na świecie, co wcale nie było spowodowane jego uroczym wzorem w różowe jednorożce na błękitnych obłoczkach.

Zazwyczaj to miejsce pozytywnie wpływało na moją chęć do rysowania.  Drzewa, które zasłaniały widok na wszystko inne I jedna żwirowa dróżka ciągnącą się przez całą długość tego niewielkiego skwarku.  Po jej obu stronach znajdowały się rządki ławek, na których można było odpocząć lub po prostu usiąść i się zrelaksować, jak ja w tej chwili. Wielu ludzi przychodziło tu zjeść lunch na kocu, bądź posiedzieć na trawie i z kimś porozmawiać.

Jako dziecko uwielbiałam bawić się tutaj jesienią w liściach. Nie można było powiedzieć, że wychowałam się na komputerze lub na telefonie. Większość czasu spędzałam na dworze i rodzice mieli problemy ze ściągnięcia mnie do domu.

Moja dłoń zaczęła poruszać się nad kartką, kresląc ołówkiem kolejne kreski i pociągnięcia. Szare linie powoli zaczynały przypominać dwie złączone dłonie ze specionymi palcami. Właśnie sama nie wiedziałam dlaczego właśnie to zaczęłam szkicować. Po prostu coś mnie natchnęło.

Usłyszałam charakterystyczny dźwięk aparatu, który świadczył o wykonaniu zdjęcia.  Uniosłam głowę i spojrzałam w kierunku, z którego słuchać było dźwięk migawki.

- Wychodzisz na zdjęciach ładnie, nawet jak nie pozujesz - zaśmiał się brązowooki, wpatrując się w ekran swojej lustrzanki.  Ten wypad do parki był niezwykle twórczy.  Ja rysowałam, a on bawił się w fotografa, czyli oboje robiliśmy to, co dawało nam satysfakcję.

- Wyczuwam nowe zdjęcie do seks-folderu - zachichotałam podciągając dekolt mojej neonowo różowej sukienki lekko do góry. Dzień był wyjątkowo upalny, więc kiecka była jak najbardziej odpowiednim ubraniem. Do tego założyłam białe baleriny w kwiatki, a włosy upięłam w kok. Prosto i szybko, ale ładnie i kobieco.

- Skąd wiesz o moich folderach? Są schowane głęboko w celu czeliściach komputera? - powiedział z udawanym zaskoczeniem i jednocześnie przerażeniem.  Kretyn, ale mimo wszystko, najcudowniejszy Kretyn jakiego mogłam spotkać na swojej drodze.

- Mam informatora, który ma naprawdę szeroki obieg informacji. Przede mną się nic nie ukryje skarbie, więc nawet się nie staraj niczego zataić, bo i tak szansę na powodzenie są marne - usmiechnęłam się zwycięzko - Pokaż co napstrykałeś, zboczeńcu - Wyciągnęłam dłoń w kierunku jego aparatu. Chłopak uniósł brwi patrząc na mnie kpiąco, co nieco mnie zdziwiło, bo kompletnie nie wiedziałam o co mu może chodzić.

- Nie ma nic za darmo Davies. To są drogie rzeczy i musisz mieć naprawdę dobra ofertę, abym pokazał ci te zdjęcia.

- Nie narysowałam nic Payne. Nie masz czego oglądać, więc musisz mi pokazać to dobrowolnie - Skłamałam, zamykając mój szkicownik i przyciskając go sobie do brzucha, kiedy chłopak wrył się na miejsce obok mnie. Sama nie wiedziałam dlaczego, ale nie chciałam mu pokazywać tego rysunku. Niby nie miał żadnego znaczenia i był tylko zlepkiem chwilowej weny, jednak z drugiej strony, jakby się nad tym zastanowić, był dość wymowny, może aż zbyt wymowny.

- Raczej nie o to mu chodziło - przestał się śmiać i spoważniał, wlepiając we mnie wzrok. Jego twarz nie wykazywała żadnych emocji, ale oczy wręcz od nich wrzały.

- A, więc o co ? - położyłam swoją dłoń, na tej należącej do niego. Zmartwiłam się trochę, bo Liam nie często potrafił ze śmiechu przejść w całkowitą powagę, zmieszaną ze zdezorientowaniem. Podciągnęłam kolana pod brodę, krzyżując kostki i przyciskając je do materiału sukienki, tak aby ten się nie zsunął i nie odsłonił moich majtek.

- Chyba musimy w końcu pogadać i sobie wszystko wyjaśnić. Wczoraj to trochę krzywo wyszło i przepraszam, ale nie możemy udawać, że nic się nie stało.  Przynajmniej ja tak nie potrafię - spóścił wzrok, poprawiając kołnierzyk białego T-shirtu dłonią, za którą chwilę wcześniej go trzymałam, co było dla mnie wystarczającym sygnałem, żeby dać sobie teraz spokój z czułościami i podejść poważnie do rozmowy, która chcąc nie chcąc musiała się odbyć.

- Jeszcze wczoraj mówiłeś, żebym o tym zapomniała. Sama już nie wiem czego chcesz - mruknęłam cicho, uważnie przyglądając się swoim paznokciom pomalowanym na różowo - niebieskie ombre. Musiałam na czymś skupić wzrok i uwagę, żeby tak bardzo się nie denerwować.

- A wiesz chociażby, czego sama chcesz? - zapytał, a w tych kilku słowach było sporo racji. Oboje chyba byliśmy w kropce, pod względem uczuciowym. Może mówiąc o uczuciach, to trochę za dużo, bo w końcu żadnych w tym raczej nie było, jednak jesteśmy w martwym punkcie na pewno jeśli chodzi o myśli, bo żadne z nas obojga, nie ma pojęcia czego chce i co ma zrobić.

- Nie.  Ale na pewno nie chcę żeby się przez to popsuło. Nie chcę cię przez to stracić.

- Skarbie - poczułam jego dłoń na swoim podbródku, który pociągnął delikatnie do góry i w lewo, tak, że na niego spojrzałam. Uśmiechnął się niepewnie, co odwzajemniłam.  Nie wyobrażałam sobie, co by było gdyby go nagle zabrakło w moim życiu.  Gdybym już nie miała kogo bić i przytulać.  Gdybym nie miała kogo obrażać, ale i czule nazywać.  Gdybym nie miała się komu wyżalić i kogo wysłuchać.  Wiem, że od tego mam też inne osoby, ale te "inne osoby", nigdy nie będą tym chłopakiem,  który jest moim najlepszym przyjacielem, który był od zawsze i którego zawsze mogłam pocałować, kiedy mi tego brakowało.  Po prostu nie wyobrażałam sobie go nagle nie mieć blisko siebie - Posłuchaj mnie teraz uważnie. Nie ważne co się stanie, będę z tobą i nigdzie się nie wybieram. Nawet jak zrobisz najgłupszą rzecz.  Choć podejrzewam, że jeśli kiedykolwiek taką popełnisz to ze mną, ale to nie ważne. Prawdziwi przyjaciele nie odchodzą.

Delikatnie głaskał mnie po ramieniu, a jego słowa, były dla mnie kojące jak zimna woda w upalny dzień.  Zapewnił mnie ze nie mam się o co martwić i byłam mu za to zniezmiernie wdzięczna. Jednak, mimo to, jedna sprawa nie dawała mi spokoju. Oparłam głowę o jego ramię, milcząc przez chwilę.

- Jesteśmy przyjaciółmi? - Odważyłam się w końcu zadać to pytanie, chociaż trochę obawiałam się odpowiedzi. Wczoraj miałam sporo czasu na przemyślenia i dotarło do mnie, że ta relacja zaczęła trochę wykraczać poza granice przyjaźni.

- Wątpiłaś w to kiedykolwiek? - odpowiedział pytaniem na pytanie, a w jego głosie dało się usłyszeć trochę zaskoczenia, co prawdę powiedziawszy mnie nie dziwiło.  Sama byłam zaskoczona, że zebrałam się w sobie a by o to zapytać.

- Źle mnie zrozumiałeś - Westchnęłam niezadowolona faktem, że muszę mu tłumaczyć dokładnie moje przemyślenia - Spójrz na nas z przed roku, a później pomysł i nas z przed kilku dni. To się zmienia w jakąś pieprzoną strefę P, lub frienzone, jak wolisz, czyli coś czego nie można nazwać, ani przyjaźnią, ani związkiem.

- W sumie racja - Westchnął wsuwając nos w moje włosy. - Ale zaczęło mi to odpowiadać. Jeśli mam być szczery, nie czuje, że przez go wszystko robimy coś złego. Chyba nawet przeciwnie.  Mam wrażenie, że jesteśmy bliżej siebie, a to mi na prawdę pasuje, bo przy tobie czuje się swobodnie, bez względu na okoliczności.

Patrzyłam nieprzytomnie i nieobecne w materiał mojej mojej sukienki, układając sobie przebieg całej tej konwersacji jeszcze raz w głowie i szufladkując kolejne fakty, których na przełomie trzech dni, nazbierało się dość sporo, co w tym wypadku nie było dla mnie niczym dobrym. Zaczęłam gubić się między racjonalnym myśleniem, a własnymi uczuciami, które nie wiadomo jak opanowały zdolność kontrolowania mojego umysłu.  Sama jednoznacznie nie wiedziałam co czuję. To była mieszanka i to wybuchowa, która tylko oczekiwała na jakąś iskra,  żeby w najmniej oczekiwanym i pożądanym momencie eksplodować, pozostawiając wielką wyrwę we wszystkim co działo się dotychczas. Czułam strach, bo sprawy przybierały zbyt szybkiego, niebezpiecznego i wściekłego tępa, że nie wiadomo było co wydarzy się za minutę, a zwłaszcza następnego dnia. Niepewność, która nie pozwalała mi podjąć żadnego wyboru, bo szła z obawą o konsekwencje, jakie każda decyzja za sobą wiodła. Szczęście, które gdzieś tam się czaiło, bo w końcu nie zmieniło się tak dużo i nie straciłam nikogo, ani niczego na czym mi zależy. I ta pieprzona nadzieja, że w końcu ten okres, który stawia tak wiele spraw pod znakiem zapytania się skończy i to w miarę pomyślnie.  Nie nawidziłam takiego rozwidlenia uczuć, bo nigdy nie prowadziły do niczego dobrego.

- Powiedz mi, co my z tym zrobimy? Bo jakby na to nie patrzeć, pasuje mi tak jak jest między nami, ale z drogiej strony mam jeden wielki mętlik w głowie. Takie bazgroły, które niczym nie przypominają niczego.

- Dlaczego mętlik w głowie?

- Proszę cię, Liam. Zastanów się. To wszytko jest popaprane. Ty, Lucas. Ja, Annie. Serio nie masz tego samego problemu?

- Szczerze, to nie czuje niczego, jeśli chodzi o tą całą sytuację.  Kompletnie. Żadnych wyrzutów sumienia, ani satysfakcji. Tak trochę neutralnie. Choćby to było dla mnie czymś zupełnie naturalnym i nie mam pojęcian dlaczego tak jest. W każdym razie, skoro nie wiemy na czym stoimy.. to może by tak spróbować jeszcze raz? - jego głos był trochę oniesmielony, szczególnie przy ostatnim zdaniu.

- Dlaczego to proponujesz ? - spięłam się trochę.

- Żeby zobaczyć co z tego wyniknie - w jego słowach wyczuwałam ukryty między wierszami pod tekst, jednak w tej chwili nie byłam jeszcze w stanie go rozszyfrować.

Nie zdołałam nawet zastanowić się nad odpowiedzią, ponieważ w tamtym momencie w mojej torebce rozległ się dźwięk dzwonka telefonu, jednak nie mojego, bo ten brzmiał zupełnie inaczej, co musiało oznaczać, że ktoś próbuje się skontaktować z brązowookim chłopakiem. Zaciskając wargi wyciągnęłam dłoń po beżową, półpikowaną torebkę i delikatnie drżącą dłonią ją otworzyłam.  Chwyciłam czarne urządzenie, rzucając dyskretne i szybkie spojrzenie na wyświetlacz.  " Perełka ♡" dzwoniła.  Nie wiedziałam dlaczego, ale poczułam delikatne ukucie zazdrości. Podałam telefon na wyciągniętej dłoni szatyna i popatrzałam na niego.

- Chyba powinienem odebrać - jego stwierdzenie brzmiało bardziej jak pytanie o pozwolenie. Uśmiechnął się delikatnie, a ja jedynie pokiwałam głową, wracając do grzebania w torebce.

Chłopak wstał i odlodchodząc trochę dalej, więc nawet gdybym chciała nie byłam w stanie usłyszeć przebiegu rozmowy.

Sama wyjęłam swojego samsunga i włączyłam przesyłanie danych. Niemal od razu w prawym górnym rogu utworzył się dymek z czatu i słynny brzdęk informujący o wiadomości na massengerze. Podświetliłam trochę ekran, żeby lepiej widzieć i kliknąłam w kółeczko. U góry otworzyły mi się dwie rozmowy. Jedna  z Pauline, a druga. Druga z Lucasem. Priorytetowo postanowiłam odpisać Evans.

Pauline: Błagam Cię, trzymaj mnie. Nie wierzę *-*

Spojrzałam na godzinę wysłania przez nią tej wiadomości.  Dwunasta piętnaście, czyli pół godziny wcześniej.

Ja: Mów wszystko i to ze szczegółami *-*

Dziewczyna była aktualnie niedostępna, więc otworzyłam rozmowę z moim chłopakiem.

Lucas: Myślałem, że znajdę cię gdzieś w szkołę i pogadamy, ale nie ma cię. Wszystko okey?

Westchnęłam, gdy przeczytałam treść tej wiadomości. Pisał, jak gdyby nigdy nic, ale z drugiej strony co innego miał zrobić.

Ja: A co miało by być nie tak? :)

W moim słowniku uśmiechnięta minka, oznaczała, że jestem zirytowana, więc jeśli ktoś tego nie widział, miał problem.

Lucas: Nie wiem, po prostu się martwię. Chciałem osobiście, ale skoro nie mam jak..

Lucas: Przepraszam za tamto. Możemy być jak zaledwie dwa tygodnie temu? Bo, coś się psuje..

Ja: Powiedz mi tylko, kiedy Summer wyjeżdża.  

Lucas: Emm... W niedziele, chyba. Odpowiedz mi na pytanie. 

Ja: Nie wiem, do jej wyjazdu może się dużo zmienić.  

Jak dla mnie ta wiadomość wyrażała więcej niż tysiąc słów.  W końcu ruda mogła wszystko jeszcze bardziej zniszczyć.  Jednak niczego nie świadomy Walker, pewnie zastanawiał się, o co mi chodzi.

Lucas: Nie rozumiem.. o.O

Ja: Jeszcze zrozumiesz ;)... :* 

Od Autorki:
Ogółem rozdział miałam dodać wczoraj, ale wyszło tak, że mnie leń dopadł, także bardzo was przepraszam :c
Mam nadzieje, że rozdział się podoba. 
Ogółem to tak sobie myślałam i doszłam do wniosku, że Sex Friends nie będzie miało wiecej, niż trzydzieści rozdziałów. Ale - przewiduje drugą część ^_^ Zresztą, w sumie to już zależy od was :*
Plus, zrobiłam dla was zakładkę "informowani" - odsyłam chętnych :* 
Nie wiem, co mam jeszcze wam powiedzieć, ale chcę powiedzieć, że jesteście najlepsi na świecie! Na wattpadzie to opowiadanie jest na 126 miejscu wśrod fanfictions i wow.. nigdy nie liczyłam na taki sukces. Kocham was najbardziej na świecie moje misie <3

~ Wasza Victoria ♡ ~

3 komentarze:

  1. No to gratuluję, kochana! c:
    Rozdział mi się bardzo podoba. Ba, jest w nim takie, takie coś, co mnie przyciąga i nie chce puścić. Może to to, że Liaś mówi o swoich odczuciach? Albo po prostu ta całą sytuacja? Nie wiem, ale strasznie mi się podoba.
    Kurcze, dlaczego ona musiała zadzwonić? No ja nie wiem, noo. :c Zepsuła wszyściutko!
    Jestem ciekawa, co takiego spotkało jej przyjaciółkę. Dlaczego jest taka podjarana?! :D
    Pozdrawiam, karmeeleq

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział chyba w troche innym klimacie niż reszta, ale podoba mi się to. Opis jak ubrana jest Jess jakimś cudem mnie poruszył, sam ten krótki opisik, nie wiem jak ale to w końcu ja xD
    I dlatego nikt nie może pisać prostych opowiadań, gdzie autorka nie kończy rozdziału w najlepszym momencie Victorio .-. Szczerze mówiąc nie mogę się doczekać zboczonego rozdziału, ech, za dużo przebywam z złymi ludźmi. A ogólnie co u ciebie?

    OdpowiedzUsuń
  3. Gratulacje :*
    Ta sytuacja miedzy nimi wszystkimi jest skomplikowana
    Ale ja chce żeby spróbowali jeszcze raz
    Ciekawe czy Liam też jest zazdrosny o Lucasa
    I ja też chce zboczony rozdział xd

    OdpowiedzUsuń